sobota, 31 maja 2014

Czyste i szczęśliwe?

Mówi się, że brudne = szczęśliwe. I choć z całego wora prawideł, które można usłyszeć lawirując pomiędzy głowami babć, sąsiadek i mam wszelakich -to to,że brudne dziecko jest euforycznie szczęśliwe, przyzna chyba każdy.
Mam nadzieję,że większość rodziców nie zabrania już swoim dzieciom   "namacalnego" odkrywania świata.
Bo tak samo jak dla małej Ninki, odkrywanie łączy się z wkładaniem do buzi wszystkiego co znajdzie się w jej rękach, tak dla Mii zabawa ziemią i wodą pozwala jej "dotknąć" natury.
I co najcudowniejsze dla mnie w tych beztroskich zabawach, to to ,że są darmowe i dla wszystkich.
Nie trzeba spędzać niedzieli, szukając w klimatyzowanym molochu najlepszej i najbardziej kolorowej zabawki, na której pudełku producent przekonuje nas, o jej niezliczonych walorach edukacyjnych i rozwojowych.
Wystarczy wyjść i pozwolić dzieciom wykorzystać naturę jako wielki i nieograniczony plac zabaw.
Ziemia i kałuża wody dały Mijci taką frajdę, że wołami nie mogliśmy zapędzić jej do domu. I co jest dla mnie naprawdę cudowne i uszczęśliwiające - to ta pewność,że one nie zamieniłyby tych błotnych zabaw na żadne inne - wymagające od nas jakiegokolwiek wkładu. Warto nie przeszkadzać dzieciom w ich kreatywnych zabawach, mimo, że później trzeba było wsadzić małą do ogromnego wiadra z wodą, żeby choć z grubsza błotna warstwa została umyta.Ale to w ogóle nie było już ważne.
I wcale nie uważam, żeby zabawki były złe, moje dzieci mają ich całkiem sporo, chcę tylko pokazać,że one nie zawsze są konieczne,żeby móc się rozwijać, poznawać,wymyślać i szaleć z radości!







A że Nina jeszcze nie gotowa do zabawy z błotem, które pewno zjadałaby garściami...dziś przedstawia się w swoim zawsze obecnym na twarzy uśmiechu.To niesamowite,ale ona uśmiecha się do każdego.Starsza zwykła była zaczynać znajomości od podkówki. 





Jej letnia sukienka nawiązuje do naszych najbliższych planów.
W piątek wyruszamy na wakacje, przerwa wyczekiwana i wymarzona.
Mam nadzieję,że zebranie siebie,męża i dwóch dam nie będzie aż tak ciężkie, jak jest obecnie w mojej wyobraźni...Zaczynam od jutra,żeby rozłożyć "must take" na kilka dni.Jestem z tych nielubiących zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę.I ciągle myślę, czy będąc już w połowie drogi, powiem sobie pod nosem :
" cholera, nie wzięliśmy...."

Gucia zaszyta

czwartek, 29 maja 2014

Kwadrat do kwadratu !

Ja też mam.Pewno jak większość z was, mam przyjaciółkę, z którą przeżyłam chyba wszelkie największe wzloty i upadki, miłostki wszelakie, prostowanie się i powrót do buntu, ucieczki z matmy i objadanie się milką łaciatą jak kromkami chleba..Całe nastoletnie życie była przy moim boku, no i oczywiście mnie też miała przy sobie.
Pamiętam jak nakładałyśmy kołdrę na głowy, kwicząc ze strachu, kiedy spałyśmy u niej na strychu.
Albo kiedy namiętnie przemierzałyśmy kilometry alejek w ciucholandach, próbując wyszukać najbardziej dzwoniastych sztruksów i najbardziej hippisowskich bluzek w kwiaty.
Konformizm był nam obcy. Błogość znajdywałyśmy w łące zalanej kwiatami, w bosych stopach i marzeniach o wielkiej miłości...
  Ot i jest "kilka lat później". I mimo iż wcale nie jestem hippisiarą - w co zwykłam wierzyć kiedyś - została nam ta cudowna przyjaźń. I zawsze kiedy o niej myślę, zwyczajnie się wkurzam ,że mieszka w Bristolu, że
jej roczną córę widziałam tylko raz, że nie możemy mieć koszyka na sznurku, w którym mogłybyśmy przesyłać sobie wiadomości z okna do okna...
  Przyjeżdża do mnie już bardzo bardzo niedługo. I jak można się domyśleć - szaleję z radości na samą myśl o tym,że znów będziemy mogły przez kilka dni poczuć się jak wtedy kiedy miałyśmy siebie na codzień.

Tym przydługawym wstępem chciałam was wprowadzić w moje pierwsze patchworkowe dziecko.
Dziecko które uszyłam dla Amelki - rocznej córeczki mojej Katarzyny.
Chciałam ,żeby to było coś szczególnego.Choć to nie jedyna rzecz, którą zamierzam dla niej przygotować.
Podpytałam o ulubione kolory - miał być fiolet.Jest fiolet.

A spostrzeżenia moje są następujące : nie było tak źle jak myślałam choć do ideału jeszcze daleka droga.
Najpierw myślałam,że niemożliwym jest zszycie kwadratów równiutko, później okazało się,że jednak się da, że tu trzeba troszkę naciągnąć, tam wpuścić i gra.Czasu trzeba zarezerwować dużoooo, u mnie kilka wieczorów tylko z kwadratami.Zszywanie góry, dołu i watoliny w środku to jest hard core ponad mój spokój! Następnym razem spróbuję z agrafkami ..
Kupiłam sobie specjalną stopkę do pikowania, dzięki której można robić cuda.I świetnie się "malowało" po tkaninie choć na początku musiałam się przyzwyczaić do maszyny w pełni mi oddanej.
Podsumowując , podczas szycia i mamrotania pod nosem słów obelżywych, obiecywałam sobie,że już nigdy więcej. Ucinając ostatnie nitki z gotowej narzuty, obiecuję sobie,że następna niebawem!

Zdjęcia wyjątkowo marne, ale pogoda jest jaka jest, więc tylko tyle się udało.
Jako, że "duża" córa - jak sama o sobie mówi - była w przedszkolu podczas tej wyczerpującej sesji ;p;p
w obiektywie mogła znaleźć się jedynie mała szczypiorka.











Gucia


sobota, 24 maja 2014

Blog już nie tylko o szyciu

Długo się biłam z myślami i nadal trochę niepewnie, postanowiłam jednak, że wprowadzę zmiany w moim blogowym byciu.
Nie boję się ich zwykle i każdy kto mnie zna, wie,że miałam ich w życiu mnóstwo, od tych super spontanicznych, odważnych, lekkomyślnych po bardzo przemyślane. Choć przyznaję,że rozsądek i racjonalność nigdy nie były moją mocną stroną.
 Nadal będzie dzieciato, bo już nie wyobrażam sobie,żeby miało być inaczej.
Dwie małe istotki krążące wciąż obok moich nóg zbyt mocno wrosły mi już w serducho,żebym kiedykolwiek mogła się od nich uwolnić choć na ułamek sekundy.
A skoro są tak ogromną częścią mojego życia, pomyślałam,że chcę i o nich czasem coś napisać.
Często spotykam się z opiniami, że blogi to swoiste "pamiętniki" piszących.
Niech to brzmi jak chce,ale i ja tak sobie myśleć zaczęłam.
Pisanie mobilizuje do działania. Mam nadzieję,że mobilizowało mnie będzie także do fotografowania moich dzieci. Bo przy starszej zdjęć było mnóstwo...teraz tylko sumienie gryzie,że pierwsza będzie miała co oglądać, druga chyba tylko tą pierwszą.
 Oby się działo i w szyciu i w życiu!

Zatem przedstawiam się ja i one : 3-letnia Mia i 7-m-czna Nina 


sobota, 3 maja 2014

mej urodziny

No i trzy latka stuknęło. Niewiele do pisania, kilka zdjęć i odpoczywam dziś.
Wszystkie mamy dobrze wiedzą, jak to doba kurczyć się zaczyna wraz z nadejściem potomków...
W wirze zadań do wykonania, śledząc plany kolejnych dni w kalendarzu, z wywieszonym językiem 
wieszając pranie przed pójściem spać, zasypiam układając kolejność obowiązków "mamy".

Dzieci śpią. Popłoch na wyścigi z niecierpliwością narzuca swoje racje bytu.
Sprzątanie? Prasowanie?Szycie?Kolacja?Książka?Maile?

Tylko gdzie ja w tym wszystkim? Siedzę i nawet tego już nie umiem, bo sumienie gryzie jak metka.
Muszę od początku nauczyć się BYCIA.Zapomniałam, że między nastoletnim "nudzi mi się", a rodzicielskim " nie mam czasu" jest jeszcze miejsce na "jestem".
To tak dla przypomnienia dla wszystkich mam, które czasem w pędzie potrafią przeoczyć tęczę.
Na szczęście mam córkę, która przypomina mi, że tylko tu i teraz się liczy.

Siedzę i nic nie robię.Polecam.





Pompony tiulowe zrobiłam, uwielbiam, a wykonanie banalne.
Uszyte tulipany,pieczątki na drewnianych łyżeczkach.
Ach...nic nie robię, uciekam,bo znów zapomnę odpocząć.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...