Cieszę się, że zdążyłam na ten za rok, czyli teraz właśnie. Premierowo u nas kalendarz adwentowy.
Myślę, że gdyby nie dzieci, nie miałabym takiej motywacji, ale sama pamiętam podekscytowanie kiedy dostawało się kartonowe pudełko z czekoladkami na każdy dzień. Ileż to wymagało hartu ducha, żeby nie zjeść wszystkiego na raz. Choć codziennie po jednym okienku na pewno się nie otwierało...z cierpliwością u dzieci zwykle na bakier.
Kalendarz wisi ( pokażę wam wiszący, tylko jakoś nie ma kiedy pstryknąć zdjęcia za dnia...), i może mój błąd i zniecierpliwienie, że powkładałam z największą radością te tyci niespodzianki, bo Mijka tylko chodzi, kręci się jak bączek i wymacuje te woreczki, do których sięga jej rączka.
Zgadywania nie ma końca, bo tutaj chyba cukierek, a tam nie wiem, tam może jakaś zabawka taka...
Jeszcze tylko kilka dni.
Choinka wymodzona przez duet : ja + mąż
Woreczki uszyte przeze mnie, cyferki wyhaftowane krzyżykami.
przesilenie jesienne i brak energii od dni kilku zatem szycia co kot napłakał
oby minęło przed świętami
Gucia