czwartek, 29 maja 2014

Kwadrat do kwadratu !

Ja też mam.Pewno jak większość z was, mam przyjaciółkę, z którą przeżyłam chyba wszelkie największe wzloty i upadki, miłostki wszelakie, prostowanie się i powrót do buntu, ucieczki z matmy i objadanie się milką łaciatą jak kromkami chleba..Całe nastoletnie życie była przy moim boku, no i oczywiście mnie też miała przy sobie.
Pamiętam jak nakładałyśmy kołdrę na głowy, kwicząc ze strachu, kiedy spałyśmy u niej na strychu.
Albo kiedy namiętnie przemierzałyśmy kilometry alejek w ciucholandach, próbując wyszukać najbardziej dzwoniastych sztruksów i najbardziej hippisowskich bluzek w kwiaty.
Konformizm był nam obcy. Błogość znajdywałyśmy w łące zalanej kwiatami, w bosych stopach i marzeniach o wielkiej miłości...
  Ot i jest "kilka lat później". I mimo iż wcale nie jestem hippisiarą - w co zwykłam wierzyć kiedyś - została nam ta cudowna przyjaźń. I zawsze kiedy o niej myślę, zwyczajnie się wkurzam ,że mieszka w Bristolu, że
jej roczną córę widziałam tylko raz, że nie możemy mieć koszyka na sznurku, w którym mogłybyśmy przesyłać sobie wiadomości z okna do okna...
  Przyjeżdża do mnie już bardzo bardzo niedługo. I jak można się domyśleć - szaleję z radości na samą myśl o tym,że znów będziemy mogły przez kilka dni poczuć się jak wtedy kiedy miałyśmy siebie na codzień.

Tym przydługawym wstępem chciałam was wprowadzić w moje pierwsze patchworkowe dziecko.
Dziecko które uszyłam dla Amelki - rocznej córeczki mojej Katarzyny.
Chciałam ,żeby to było coś szczególnego.Choć to nie jedyna rzecz, którą zamierzam dla niej przygotować.
Podpytałam o ulubione kolory - miał być fiolet.Jest fiolet.

A spostrzeżenia moje są następujące : nie było tak źle jak myślałam choć do ideału jeszcze daleka droga.
Najpierw myślałam,że niemożliwym jest zszycie kwadratów równiutko, później okazało się,że jednak się da, że tu trzeba troszkę naciągnąć, tam wpuścić i gra.Czasu trzeba zarezerwować dużoooo, u mnie kilka wieczorów tylko z kwadratami.Zszywanie góry, dołu i watoliny w środku to jest hard core ponad mój spokój! Następnym razem spróbuję z agrafkami ..
Kupiłam sobie specjalną stopkę do pikowania, dzięki której można robić cuda.I świetnie się "malowało" po tkaninie choć na początku musiałam się przyzwyczaić do maszyny w pełni mi oddanej.
Podsumowując , podczas szycia i mamrotania pod nosem słów obelżywych, obiecywałam sobie,że już nigdy więcej. Ucinając ostatnie nitki z gotowej narzuty, obiecuję sobie,że następna niebawem!

Zdjęcia wyjątkowo marne, ale pogoda jest jaka jest, więc tylko tyle się udało.
Jako, że "duża" córa - jak sama o sobie mówi - była w przedszkolu podczas tej wyczerpującej sesji ;p;p
w obiektywie mogła znaleźć się jedynie mała szczypiorka.











Gucia


8 komentarzy:

  1. Pamiętam tę Katarzynę z Bristolu, wszak razem mieszałyśmy sałaty. Pozdrów ją ode mnie :-)
    Historia przyjaźni przepiękna!!!
    Kwadraty kwadratowe, a więc udane :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. O Matko!!! cudo!!! mój pierwszy patchwork w życiu to podusia z resztek...drugi to Elemer...pikowanie to czarna magia...mam niby stopkę w zestawie ale jak i co z tym to nie mam pojęcia. To ona sama tak te wzorki kręci czy jak??bo ja tego nie ogarniam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i tak poza tematem..fantastyczna skrzynka...chcę taka:)

      Usuń
    2. A dziękuję za wykrzyknikowy entuzjazm! A jaką masz stopkę? Ja kupiłam taką okrągłą, śmiesznie się szyje, bo maszyna daje ci "wolną rękę", w gumowych rękawiczkach trzymam tkaninkę i jeżdżę z nią według uznania - takie inne niż zwykłe szycie.Możesz sobie wywzorzyć co chcesz.Polecam, ten rodzaj pikowania uwielbiam.A co do skrzynki to tutaj : http://drewnianomi.blogspot.com/. Ja już połowę domu mam od Marty ;p

      Usuń
    3. haha no trochę tego jest, choć jeszcze dużo przed nami! :)
      Narzuta cudna! I pięknie jej w tej skrzyni :)

      Usuń
  3. Narzuta bardzo mi sie podoba, świetne kolorki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, udały się mimo stresu czy wszystkie się zgrają.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...