8 września wyruszyliśmy w podróż, oglądając w lusterkach nasz wakacyjny "domek".
W zeszłym roku była Rumunia i namiot,
tutaj można poczytać.
Ten rok zaowocował przyczepką - mini caravanem. Wypożyczyliśmy sobie taki nowocześniejszy "namiot" bez potrzeby rozkładania go, walcząc ze śledziami, pompką i czasem. Co wnikliwsi wiedzą, że dłużej niż 2-3 dni w jednym miejscu nie dajemy rady ;p
Ninka miała miesiąc do 3 urodzin, Mia 5,5 roku.
Ale może nim zacznę opisywać naszą wyprawę, wytłumaczę się nieco, bo od powrotu do domu minęły 4 miesiące. Już kilka razy zaczynałam pisać, mąż zagania,że wszystko zapomnę, a taka pisemna pamiątka jest najcenniejsza. Ale zimowa stagnacja nie pomagała. Dziś za to przecudowne słońce, dzieci u babci ( nasze co weekend od nas uciekają, już nie wiem czy się cieszyć czy zaczynać martwić ;/), więc opiszę nasze greckie szlajanki - czerpcie jeśli chcecie :)
21 dni w podróży, zaczynając od wyczekiwanego czwartku 8 września.
Wrzesień wybrany celowo - oczekiwaliśmy mniej turystów i mniej upałów.
Dlaczego nie wybierzemy się już we wrześniu na wakacje ( przynajmniej te europejskie) napiszę później.
Tak prezentował się nasz żółwii domek. Tu jeszcze u teściowej w ogrodzie, ostatnie pakowanki, dziewczyny szalały w środku. Przyczepka miała 3osobowy materac,mały ekran na ewentualne bajki i muzyczkę. Od tyłu kuchenkę, zlew i lodówkę. Spisała się na medal poza tym,że nas było czworo więc pod koniec już ciasno w nocy.
Pierwszego dnia zdołaliśmy dojechać do Serbii przez Czechy, Słowację i Węgry.
O 22:30 zatrzymaliśmy się na serbskiej stacji benzynowej - Ninę przeniosłam z samochodu na "śpiocha", Mia super podekscytowana pierwszą nocą w przyczepce.
|
poranek |
|
Serbia - noc pierwsza |
O 8.00 rano wyjechaliśmy mając do przejechania 970km. Przez Macedonię do Grecji dojechaliśmy o 19.30. Dziewuchy super znoszą wszelakie podróże, ale mamy swoje "must have" czyli audiobajki i wszelakie zestawy plastyczne, kolorowanki, rysowanki, kredki - dla naszych istny raj.
Do Grecji dotarliśmy, ale nikomu nie chciało się już tłuc dalej więc kolejna na noc na stacji benzynowej, 130km przed naszą bazą nr1.
Tu już konkretne obozowisko z pyszną jajecznicą i ciepłą herbatką.
|
Grecja |
Pierwszy nasz camping na
Halkidiki : Thalatta Camp - Kalamitsi. Bardzo zadbany camping, najlepszy basen do jakiego dotarliśmy. Bardzo na plus odległość do morza, jakieś 200metrów od basenu , a zaraz przy nim nasz "obóz". Sanitariaty bez zarzutu. Ale dla nas - jak to się będzie w Grecji często zdarzać - zbyt duży moloch i zbyt turystycznie. Mimo to , przyzwoite miejsce i piękna, piaszczysta plaża. Temperatury przyjemne, do 30st.C.
|
myjemy gary |
|
selfie bez zęba ;p |
|
plażing |
|
super szeroka plaża |
|
nieco rozpadający się playground |
|
playtime |
|
obóz nr 1 |
|
lody |
|
i po lodach |
Po dwóch dniach wyruszyliśmy dalej, kierunek --> Kastraki i słynne klasztory -meteory.
Największa frajda to przejechanych 14 tuneli pod rząd, w tym jeden pod górkę 2,7km. Dziewczyny szalały z radości.
W centrum miasteczka dotarliśmy do Campingu Vrachos. Całkiem przyjemny, nieduży z klimatem.
Nawet był i basen. Bardzo sympatyczny właściciel.
I przeurocze miasteczko. Meteory robią wrażenie.Widzieliśmy chyba wszystkie - te czynne - jest ich 6, ale zwiedziliśmy dwa : męski Varlaam i kobiecy Moni Roussanou. Robią duże wrażenie choć dwa nam w zupełności wystarczyły.Niewiele można w środku zwiedzić, a upał i mnóstwo zwiedzających też dawało po dupie. Także jak wróciliśmy do miasteczka, ochłoda w basenie i obiad w knajpie. Mieścinka skradła nasze serducha.
|
widoki kosmiczne
|
|
kociś |
|
do miasteczka z pola campingowego |
|
koty były wszędzie |
|
wejście na Camping |
|
nasz basen na Campingu |
|
camping nr2 |
|
chillin |
|
free time |
14 września, wyjeżdżamy dalej, tym razem wyspa, Korfu. Przeprawiliśmy się promem - 1,5h.
Dotarliśmy na pierwszy, najbliższy Camping "Karda Beach"w miasteczku Dassia. Jak dla mnie najbrzydszy z wszystkich w Grecji. Plaża też brzydka, choć najcieplejsza woda i baby o 20.00 zażywały tam kąpieli.
|
Camping nr 3 |
|
jeszcze ubrane |
|
juz nie.. |
Rano wybraliśmy się do miasteczka Kassiopi.
Cudne, a plaża może i nie najpiękniejsza ale kolor wody na pewno!
Pogoda piękna, dupy wymoczone ile się dało.
Po południu pojechaliśmy do głównego miasta Corfu - Kerkiry. Bardzo nam się podobało.
Zjedliśmy tam obiad, poszwędaliśmy się po okolicy i wróciliśmy na ten średnio przyjemny camping pełen komarów, tylko po to,żeby z samego rana udać się już w inne miejsce.
|
dziewuchy dostały pieczątki na czas czekania na posiłek |
Niewiele jest campingów do wyboru na Corfu, ale kolejny nas absolutnie nie rozczarował.
Camping "Paleokastritsa".Pani w recepcji cudowna, camping pięknie położony, schodkowy, ale przejrzysty, nie zakrzaczony jak poprzedni. Rozłożyliśmy się zachwyceni, tam też obozowaliśmy najdłużej.
|
Paleokastritsa |
|
dinner time |
To była nasza baza wypadowa kiedy zwiedzaliśmy dalszą część wyspy.
Pierwsze pojechaliśmy pokąpać się na plaży Agios Petros. Dziewczyny najchętniej cały wyjazd przesiedziałyby w wodzie co dla nas jest ok, gdyby nie naprzemienne kaszle i katary obu...nie było reguły skąd przychodziły i dlaczego znikały, ale spokoju od wszelakiej maści "charkania" nie mięliśmy.
Po południu była kolejna plaża plus wypad do słynnej już knajpy w skale "La Grotta".
Klimat był, ale taki mało dzieciowy ;p
|
Agios Petros |
|
La Grotta |
|
Nina :" mama, on leży na brzuchu plecami " |
|
My w obiektywie Mii :) |
|
Knajpa "Golden View" |
|
plac zabaw gdzieś tam w drodze |
|
suszymy pranie na dachu recepcji naszego Campingu |
|
baby |
Kończąc etap podróży na wyspie napisać trzeba, że ostatnie dwa dni pobytu minęły między kupą a wymiotami, praniem wymiocin, a lataniem do łazienki - taka przyjemność spotkała mnie i Mijkę.
Oczyściłyśmy się solidnie i boleśnie. Na tyle nieprzyjemnie, że uciekliśmy z wyspy aż się kurzyło, zwalając całe wydalanie na tamtejszą wodę :/
Pomimo tego Corfu przyjemne. Pod koniec pogoda zaczęła się nam chrzanić. burz też przeżyliśmy sporo. Przyjemnie było wrócić na ląd.
Dalej już nie brnę - kolejna część niebawem, zostało nam jeszcze 9 dni podróży.